czwartek, 25 sierpnia 2011

Smerek, Połonina Wetlińska i Caryńska

Trasa: Smerek (wieś) - Smerek - Przełęcz Orłowicza - Połonina Wetlińska - Brzegi Górne - Połonina Caryńska - Ustrzyki Górne



Przedostatni nasz dzień w Bieszczadach. Ostatni raz wsiadamy do naszego autobusu 7:10 i wysiadamy w Kalnicy, skąd cofamy się kawałek drogą do czerwonego szlaku na Smerek.
Odcinek w lesie jest fragmentami stromy, do tego niesamowity upał i stojące powietrze, jednym słowem szlak nas wykańcza. Wyjście już na połoninę rekompensuje jednak wcześniejsze zadyszki - przed nami Smerek
 I oto jest, z krzyżem na szczycie
Rozsiadamy się na ławce. Prócz nas na szczycie jest 5 osób, zatem miejsca jest sporo. Siedzimy, jemy, spada na nas parę kropli deszczu. Rozsiadamy się jeszcze bardziej - może w końcu trochę się ochłodzimy.. ale na tych paru kroplach się kończy. Za to od strony Jasła i Fereczatej widzimy ciężką chmurę z większym deszczem, co już nie bardzo nam się podoba. Zwijamy manatki i ruszamy w dalszą drogę. Przełęcz Orłowicza osiągamy po 20 minutach, nie zatrzymujemy się już i idziemy dalej na Połoninę Wetlińską

Raz znów zaczyna padać, ale po paru kroplach ponownie ustaje, jest ponad 30 stopni, więc fragmentami idziemy powoli wykończeni upałem.
Podchodzimy na Osadzki Wierch utworzoną niewygodną ścieżką z wysokimi progami
a po drodze na belkach wylegiwuje się jaszczurka
Ze szczytu fantastyczny widok na dalszą część trasy, ale w oddali ledwo widać Połoninę Caryńską (przez lejący się z nieba żar widoczność nie jest najlepsza)


 Dochodzimy do jedynego w tym rejonie schroniska pttk - Chatka Puchatka.  Schronisko jest ubogie, bez prądu, a co za tym idzie lodówki a przede wszystkim bez wc.  Kibelek to budka za skarpą, prymitywna dziura zabudowana kafelkami, do tego niezamykające się drzwiczki - jednym słowem MAKABRA, z której niestety musiałam skorzystać :( , bo krzaczków tu mało a ludzi dużo ;) Przeżycie ekstremalne, następnym razem wybiorę pampersa.
Ze schroniska dalej czerwonym szlakiem schodzimy do Brzegów Górnych. Tam odpoczywamy, jemy, idziemy do sklepiku po coś zimnego do picia i lody. Sprzedawczyni - bardzo sympatyczna zresztą i chętna do pogawędki - mówi nam o temperaturze: u niej w cieniu 36 stopni!
Dalsza część wędrówki to wspinaczka na Połoninę Caryńską.
Baliśmy się, że będzie ciężko i stromo, ale okazało się nie tak źle jak nas straszono, rzecz jasna pomijając ten upał i fragmenty pod górę w pełnym słońcu. Na szczęście po drodze był strumyk, więc tam się zatrzymaliśmy na małą przekąskę  i pomoczyliśmy sobie trochę stopy w przyjemnie zimnej wodzie.
Docieramy na Połoninę, chcemy usiąść na ławce i chwilę odsapnąć, ale chmara latających mrówek momentalnie nas obsiada, włazi do oczu, więc szybko stamtąd uciekamy.
Dalej jest trochę lepiej, można na chwilę przystanąć zrobić zdjęcie

Wspominamy poprzednie dni - Tarnicę, Halicz,  Bukowe Berdo i łza się w oku kręci, że to już koniec :(
Krańcowy wierzchołek osiągamy dość szybko, ale tam znów pełno tych mrówek. Mamy pecha, nie siadamy tylko schodzimy od razu do Ustrzyk Górnych. Ostatnie spojrzenie na widoki i lecimy wprost do naszej ulubionej knajpki na ostatnie zimne bieszczadzkie piwko.
Cała trasa zajęła nam 10,5 godzin.


Jutro rano wyjeżdżamy, ale to nie koniec naszego urlopu - przed nami jeszcze Góry Świętokrzyskie :)

1 komentarz: