środa, 24 sierpnia 2011

Jaworne i Wołosań

Trasa: Maniów -/bez szlaku/ -  Jaworne - Wołosań - Cisna




Samochodem jedziemy do Cisnej, zostawiamy auto na parkingu i przenosimy się na krawężnik pod przystankiem autobusowym, na którym koczujemy 40 minut w oczekiwaniu na transport. Czas wlecze się niemiłosiernie, ale zwiedzać Cisnej nam się nie chce i tak siedzimy jak te sieroty.
I oto nareszcie jest - autobus w kierunku Komańczy, co za ulga! Wsiadamy uradowani, wysiadamy w Maniowie, kawałek przed przystankiem, bo akurat dwoje innych turystów poprosiło o stop. Idą w tym samym kierunku co my i mniej więcej znają trasę więc proponują abyśmy poszli z nimi, na co chętnie przystajemy. A trasa to oznaczony na mapie żółty szlak z Maniowa na Jaworne.
Zaczyna się przyjemnie, długo idzie się szeroką drogą
 i choć nie ma żadnych znaków szlakowych, na razie się nie martwimy, bo mamy wszak przewodnika ;)
Mijamy strumyk i idziemy sobie do rozstaja dróg. I odtąd zaczynają się schody. Jak słyszymy od naszego towarzysza, ów szlak żółty nie jest szlakiem pttkowskim, a wyznaczył go sobie dawno temu prywatny właściciel jakiegoś ośrodka, aby łatwo było do niego trafić. Wydawnictwa kartograficzne błędnie go w dalszym ciągu nanoszą na mapę bez konsultacji z pttk , a w rzeczywistości szlak ten dawno się zatarł i ślad po nim zaginął. Gdzieniegdzie pozostałości  w postaci żółtych pasków na niektórych drzewach, choć jak czas pokazał nic nam to nie dało..
Na owym rozstaju idziemy prosto
jednak po paru minutach wycofujemy się - droga strasznie błotnista i nie widzimy żółtych pasków.
Wracamy na rozdroże i idziemy w lewo w stronę wąwozu
jednak po dłuższym rekonesansie dochodzimy do wniosku że i nim nie ma co iść. Wracamy się po raz kolejny i idziemy na górę owego wąwozu, gdzie wydaje nam się jest jakaś dawna droga, zarośnięta, ale widoczna
Brniemy dalej, a robi się coraz ciekawiej. Owa naciągana droga się kończy, idziemy już zupełnie na dziko
a nasz kierunek to do góry i na północ


wszak kiedyś gdzieś musimy przeciąć czerwony szlak prowadzący z Komańczy przez Jaworne do Cisnej.
I nagle jest
jesteśmy uratowani ;)
Chwilę stoimy zastanawiając się, w którą stronę pójść teraz. jeśli pójdziemy w prawo, a tak powinniśmy iść chcąc zejść do Cisnej, możemy minąć wierzchołek Jawornego, a jesteśmy trochę ciekawi jak ten szlak żółty wygląda od góry. Na naszej mapie wychodzi on centralnie na szczyt.  Idziemy zatem kawałek w lewo, ale po paru minutach droga opada, co nie powinno mieć miejsca jeśli idziemy na szczyt. Jak na złość nikt nas nie mija, żeby spytać się, gdzie konkretnie jesteśmy. Nasz przodownik idzie na rekonesans, my w tym czasie zjadamy spokojnie kanapki i gawędzimy z towarzyszką. Po ok 20 minutach wraca - prawdopodobnie jesteśmy gdzieś przed Przeł. Żebrak, bo droga cały czas idzie w dół. Zatem wracamy.
Droga jest przyjemna, szeroka, płaska i OZNACZONA
Znajdujemy upragniony szczyt Jaworne- i nie jest źle - tylko godzina dłużej niż z mapy być powinno;)
jednak ani śladu po naszym poszukiwanym żółtym szlaku.
Idziemy dalej w kierunku Wołosania, po drodze punkt widokowy na Łopiennik i Durną
Nasi znajomi skręcają na czarny szlak, a my zostajemy na czerwonym.
Seria paru wejść i zejść - trochę nam się już droga dłuży - i stajemy na ostatniej górce - Honie. Z radością schodzimy po raz ostatni.
W pewnym momencie przecinamy wyciąg
szlak jednak idzie prosto w las, więc idziemy za znakami mając w pamięci wcześniejsze przygody. Jak się okazuje, można było jednak śmiało zejść już po wyciągiem, bo szlak dalej skręcał i trochę niżej wychodził na ową drogę. Z naszej mapy 1:65000 tego nie odczytaliśmy, a szkoda.
Dochodzimy do sympatycznej Bacówki pod Honem
gdzie nad drzwiami w środku wyryty jest napis:
'staropolska jest to cnota - nie zamykać gościom wrota'
i bacówka otwarta jest 24godziny.
Serdecznie zapraszamy do Bacówki pod Honem!
Zjadamy tam niesamowicie duże i bardzo smaczne naleśniki z dżemem i szeroką żwirową drogą samochodową schodzimy do centrum Cisny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz