niedziela, 10 kwietnia 2011

Szczeliniec - na wlasna odpowiedzialnosc

Dziś w ramach kontynuacji zdobywania Korony Gór Polski

SZCZELINIEC WIELKI 




Jak zawsze zostawiamy auto na parkingu w Karłowie. Pogoda nam się nie podoba - wieje zimny mocny wiatr, mamy nadzieję, że pomiędzy drzewami i skałami będzie zaciszniej i cieplej.
 Przed wejściem na schody wisi kartka:

O co chodzi - zastanawiamy się wspinając się powoli. Robi się coraz cieplej, ściągamy kurtki by za chwilę na szczycie znów je szybko ubierać - na tarasie widokowym przed schroniskiem wiatr hula w najlepsze. Robimy szybko zdjęcie - rzadko kiedy jest tu tak pusto - i chowamy się do środka.

Jakieś 15 minut później ruszamy w dalszą trasę.  Po drodze mijamy wracających ludzi, słyszymy od nich że Piekiełko jest nie do przejścia. Buu :(  Ale idziemy dalej, zobaczyć na własne oczy.
Jeszcze obowiązkowa fotka z małpoludem
  
i stajemy u wrót Piekiełka. Z góry widać dużo śniegu, ale śnieg tam w kwietniu to żadna nowość. Schodzimy ciut niżej do głównego wejścia i .. o cholera!
 
kamienne schody całkowicie oblodzone. Niedobrze, baaardzo niedobrze.
Stoimy i zastanawiamy się co robić. W międzyczasie przychodzi duża grupa, ok 20 osób, dwóch śmiałków schodzi, reszta zawraca. Niedobrze. Myślimy dalej, żal nam zawracać, ale zejście nie wygląda bezpiecznie, ślisko, zero stabilnego oparcia dla nóg, jedynie łańcuch. Cholera. A rękawiczek nie mamy :/
I tak myślimy chyba z 10 minut. Wreszcie decyzja - troje z nas idzie, jedna zostaje.
...
...
jakoś zeszłam, choć w połowie drogi jak zawisłam na kurczowo trzymanym łańcuchu a nogi mi zjechały w dół, stwierdziłam, że jednak nie był to dobry pomysł. Odwrotu nie było, do góry na pewno bym się nie wspięła, także trzeba było kontynuować schodzenie. Ześliznęłam się tak jeszcze ze dwa razy, adrenalina mi podskoczyła ;) będzie co wspominać..
Wiadomo, faceci poradzili sobie lepiej, ale pociesza mnie fakt że odważając się zejść wzbudziłam niemałą sensację w grupce wcześniejszej ;)
Na dole śnieg, ale ścieżka udeptana.

 
 
I jeszcze zostaje wyjście z Piekiełka.
I znów lód, łańcuch, później poręcz.
Ale nie było tak źle jak początkowe zejście, wyjście jest dwa razy krótsze i na całe szczęście z boku można znaleźć fragmenty nieoblodzone
 

ale było ekstremalnie ;)

Z 'dezerterką' spotykamy się po drugiej stronie Szczelińca i razem schodzimy z góry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz