poniedziałek, 11 czerwca 2012

rajd po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej cz1

Pustynia Błędowska, Dolina kobylańska i Bolechowicka, Smoleń, Ogrodzieniec, Birów, Morsko, Mirów, Bobolice,





Bardzo nas cieszy, że w tym roku, mimo złych prognoz, udało nam się wyjechać na długi czerwcowy weekend. Dzięki uprzejmości kolegi koleżanki ;) gościliśmy  4 dni na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej w miejscowości Chlina.
Przyjechaliśmy w środę późnym wieczorem, a od czwartku zaczęło się intensywne zwiedzanie:

Dzień pierwszy - czwartek -  7.06.2012
Zapoznanie się z atrakcjami Jury zaczęliśmy od Pustyni Błędowskiej. Zaparkowaliśmy na Czubatce w Kluczach, bo w przewodniku Pascala znaleźliśmy zapis, że  k o n i e c z n i e trzeba zobaczyć pustynię z tego miejsca. Podekscytowani wysiedliśmy z samochodu i podeszliśmy na skraj wzgórza... No cóż, wiedzieliśmy, że pustynia niestety zarasta, ale nie oglądając wcześniej zdjęć na necie nie spodziewaliśmy się, że AŻ TAK zarasta:
Zeszliśmy szlakiem żółtym pustynnym łąką i lasem,
aż zaczęły się większe piaski
Nie zrobiło to na nas miłego wrażenie. Pustynia nie dość że zarośnięta, to jeszcze rozjeżdżona i brudna. Między choinkami pozaplątywane grube nitki przecinające drogę, przez które można się było potknąć.
Początkowo mieliśmy iść tym szlakiem aż do Błędowa, jednak po około 10 minutach byliśmy już trasą znudzeni. Wpadliśmy więc na pomysł przejścia na drugą część pustyni w pobliże Chechła. Nie wiedzieliśmy jednak w którym miejscu pustyni obecnie jesteśmy, więc ciężko było nam zlokalizować szlak konny. Szliśmy więc "na czuja" wspomagając się gps w komórce ;) Dalej od szlaku piaski były już ładniejsze, czystsze, bardziej dzikie.
 

 Tak trafiliśmy pod czwarty przystanek ścieżki dydaktycznej "Dolina Białej Przemszy", gdzie na ławce zjedliśmy śniadanie. Stąd już oznaczoną drogą doszliśmy do rzeczki. Biała Przemsza jest urokliwa
jednak przejście jej sprawiło nam trochę kłopotu. Minęło parę chwil , nim zlokalizowaliśmy pień leżący w poprzek, po którym można było się przeprawić na drugą stronę.
Ta część pustyni zdecydowanie bardziej pustynna
Doszliśmy do punktu widokowego przy ruinach niemieckiego schronu w Chechle i zgodnie doszliśmy do wniosku, że wystarczyło w to miejsce podjechać samochodem, popatrzeć na pustynię i jechać zwiedzić coś ciekawszego :/
Bardziej pustynnie czuliśmy się na ruchomych wydmach w Łebie niż tutaj.
Mamy nadzieję, że próby odtworzenia pustyni się powiodą!
Pozostało jeszcze wrócić na Czubatkę. Nie chcieliśmy iść znów pustynią, dreptanie po piasku jest jednak męczące. Zdecydowaliśmy się iść szlakiem rowerowym. Przy wyjściu pożegnała nas tabliczka:  "teren wojskowy wstęp wzbroniony" ;)
Szliśmy owym rowerowym niebieskim jakieś 40 minut, aż nagle przy jakiejś fabryce go zgubiliśmy. Niepewnie poszliśmy dalej szeroką betonową drogą.
Jeszcze bardziej niepewnie poczuliśmy się, gdy owa droga się urwała, a do drzewa przybita była tabliczka
tragedia! ale wracać nam się już taki kawał drogi nie chciało, zaryzykowaliśmy dalsze wejście w las. Na przełaj, korzystając z marnego gps w komórce i ogólnej własnej orientacji w terenie szliśmy przed siebie. I tak doszliśmy do Białej Przemszy, znów musieliśmy kombinować z przedostaniem się na drugi brzeg, aż wreszcie usłyszeliśmy innych ludzi i spomiędzy drzew zaczęły przebijać się budynki. Powitaliśmy cywilizację gdzieś obok Czerwonego Stawu. Dalej już miasteczkiem, czyli asfaltem wróciliśmy na Czubatkę.
całość - 5 godzin...

Po pustynnych przygodach pojechaliśmy zwiedzić Jaskinię Nietoperzową. Chcieliśmy jeszcze do Wierzchowskiej Górnej, ale ostatnie wejście mają tam o godz 16., nie zdążylibyśmy dojechać.
Wykorzystując jednak już długie czerwcowe dni, przejechaliśmy się jeszcze do Doliny Kobylańskiej.  Zaparkowaliśmy w Gaju Karniowskim i weszliśmy do doliny [szlak żółty zgubiliśmy (coś dziś mieliśmy pecha) w lesie].
 Podziwiając skały przeszliśmy prawie całą dolinkę, przy końcu skręciliśmy jednak na czerwony szlak rowerowy chcąc wrócić do auta Doliną Bolechowicką. Tu już szlak dobrze oznaczony, szeroka dróżka w lesie. W pewnym jednak momencie pojawił się na drzewie znak żółty.
Trochę koślawy i wg naszej mapy ( skala 1:50, grrr) nie powinno go tu być, no ale zobaczymy. Poszliśmy kawałek, jeden zakręt, drugi a kolejnych oznakowań brak. Po raz kolejny tego dnia zwątpiliśmy w słuszność obranej drogi i postanowiliśmy zawrócić na wcześniejszy rowerowy i nim iść dalej. Jakie bluzgi rzucaliśmy pod adresem naszej mapy, tego nie da się opisać. Co śmieszniejsze, dalej znów pojawiły się żółte znaki,  szliśmy więc  rowerowym i owym  źółtym, a takiej opcji na mapie nie było :/ Byliśmy zirytowani sytuacją. Wyszliśmy z lasu, pojawiły się domy. W pierwszym z brzegu zapytaliśmy o drogę do zgubionej doliny.  Co się okazało, oryginalnie szlak pttk szedł kawałek przez Zelków, jednak od jakiegoś czasu teren przez który poprowadzony był szlak został sprzedany, ktoś kawałek ziemi ogrodził i postawił dom, a szlak się zagubił.
Miła pani potwierdziła to, co się obawialiśmy - musieliśmy się cofnąć do pierwszego napotkanego żółtego znaczka i ufać, że droga, którą pierwszy raz szliśmy i z niej zawróciliśmy, jest jednak dobrą drogą.
Tak więc zawróciliśmy. I okazała się dobrą. Trzeba nam było za pierwszym razem przejść jeszcze parę kroków a zobaczylibyśmy znaki. Ręce nam opadły. Wyszło na to, że zmarnowaliśmy pół godziny. Ale ucieszyliśmy się, że wreszcie wiemy jak iść i dolina jest coraz bliżej.
Nareszcie, udało się
O godz 18:40 zobaczyliśmy Bramę Bolechowicką
Zostało nam już 'tylko' długi, żmudny, nudny i męczący powrót asfaltem do samochodu.
Humor nam poprawiła studnia przy szosie
 u siebie czegoś takiego nie mamy :) , zresztą zaraz by ktoś pewnie ukradł wiaderko...
 Tak skończył się pełen nieplanowanych przygód dzień pierwszy.



Dzień drugi - piątek - 8.06.2012
Pogoda dalej sprzyja, a nas naszła chęć na zwiedzanie jurajskich zamków.
Najpierw ruiny w Smoleniu
 i przeszliśmy się kawałek szlakiem niebieskim na skraj Doliny Wodącej zobaczyć Zegarowe Skały
Sama dolina nie wydała nam się jednak z tego miejsca aż tak ciekawa, by akurat dzisiaj tracić na nią czas, także wróciliśmy tą samą drogą i pojechaliśmy dalej do Ogrodzieńca:
Ruiny ze skałami robią niesamowite wrażenie, nie bez przyczyny Ogrodzieniec zwany jest najpiękniejszym zamkiem jury

Po zwiedzeniu całego zamku wstąpiliśmy też na chwilę do parku miniatur.
Czas nas niestety trochę gonił, tak mało dnia tyle do zobaczenia! Zamiast iść, podjechaliśmy kawałek dalej na następny parking przy górze Birów, gdzie zbudowany jest drewniany gród.
Z parkingu idziemy główną drogą, 500m i jest się na miejscu


Wracając odbijamy na czerwony szlak na punkt widokowy Połeć. Ścieżka jest miejscami zarośnięta, widać mało uczęszczana

 i oto punkt widokowy
na Ogrodzieniec i Górę Birów

Następny nasz przystanek na trasie to ruiny zamku Morsko. Podjeżdżamy pod sam zamek.
 Niestety możliwe jest jedynie przejście wkoło zamku ścieżką szumnie zwaną "ścieżką dydaktyczną wokół zamku Bąkowiec"
Po drodze dwa wielkie mrowiska, jako atrakcja ;)

Kolejny cel to Mirów, zagrodzony z jednej strony płotem

Z Mirowa idziemy kawałek dalej do zamku Bobolice. Są dwie drogi,
 my idziemy na lewo ( koło jaskini Stajnia)

 okrążamy skały
i nieco niżej łączymy się ze szlakiem czerwonym
Wychodzimy z lasu i nagle jest - zamek Bobolice w pełnej krasie

Pięknie odrestaurowany z niszczejących ruin [strona zamku]
Zwiedzamy komnaty, zaglądamy także do królewskiego wychodka :)
Po zwiedzaniu i zjedzeniu kanapek pod zamkiem wracamy do Mirowa
Tym razem już całą drogę pokonujemy wyznaczonym czerwonym szlakiem.
oglądając się w tył widać jak na dłoni Bobolice
i dochodzimy znów do Mirowa. Jest godz 17:30, teraz prawie opustoszał, pewnie większość spieszy się na mecz :) a my dzięki temu możemy bez przeszkód i bez tłumu zrobić fajne fotki



Ostatni nasz przystanek dzisiaj to zamek w Siewierzu. Zastajemy jednak zamknięte bramy :(


Koniec na dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz